Thursday, August 20, 2009

Kalmar Dzień 4 | Day 4 | Dag 4

27.06.2009 Plan na dziś to dostać się do Kalmaru, z lekka go zwiedzając włączając wizytę w McD :P (na Ölandzie zabroniony), załapać się na Cykelbuss, który przewiezie nas przez morze abyśmy mogli zacząć jazdę już na miejscu kierując się na południe.
Dzień 4 - odcinek 1
Otwieram oczy w już gorącym namiocie, telefon budzący mnie o 8:30 jak zwykle wyłączyłem śpiąc. Zerkam na zewnątrz i się okazuje, że dziewczyny już "aktywne" i nawet zabierają sie za składnie namiotu. Na ile to możliwe korzystamy z ekstremalnie przyjemnej atmosfery kempingu w Kolboda na skalnym półwyspie jedząc śniadanie spokojnie w jednym z budynków.
Tuż przed 12:00 reguluję rachunek i zabieram się za złożenie namiotu. Opóźnienie mamy okrutne ale presji wielkiej jeszcze nie ma. Uzupełniamy zapasy napojów i ruszamy wracając do głównej drogi. Dość spory czas jedziemy przez kompletnie puste okolice - droga, las wokół i my.
Raz po raz przewijają się skrzyżowania gdzie widzimy bez zerkania na mapę jak blisko już do Kalmaru i że naprawdę sporo za sobą zostawiliśmy Karlskronę. Zaczynają się pojawiać pojedyncze domy, często nietypowe jak na skandynawskie warunki a konkretnie ogrodzone płotem zasłaniającym kompletnie ...ale to widocznie z bliskości drogi wynikało.
Naprawdę wspaniałe uczucie gdy po dłuższym wspinaniu sie na wniesienia jedziemy na tyle wysoko i blisko brzegu za razem, że z prawej cały czas widzimy Öland! Wygląda jak zielona góra i rozciąga się na całym horyzoncie, wydaje się na tyle blisko że wyraźnie widać różne zabudowania i detale. Ciekawe uczucie... niby już tyle przejechaliśmy a tu dopiero nasz cel;) Teraz nas uderza że naprawdę mamy TO okrążyć:P Im bliżej jednak byliśmy autostrady tym bardziej było czuć już zaczynającą się aglomerację Kalmaru, łącząc się z E22 dostaliśmy własną trasę dla rowerów ale ruch już wielki i droga nudnie prosta.
Głód zaczyna naciskać i wprowadza nerwową atmosferę:P Stąd paniczne wyszukiwanie znaków McDonalda, którego mamy zaliczyć w pierwszej kolejności ze względu na dalszy "post". Rowerowa droga zaczyna jednak prowadzić własną trasą przez lasy, łąki i jeziorka między autostradą a morzem praktycznie w idealnej linii prostej. Po drodze zjazdy do wysepek Bo (zaliczę w drodze powrotnej), na półwysep z zamkiem... prujemy jednak twardo dalej.
Wjeżdżamy oczywiście od południowej strony trafiając na typowy industri park przez, który przejeżdżamy kierując sie znakami Maka - wcześniej zmyliły nas flagi takiego przy autostradzie do którego nie dało się dojechać;) Robimy sobie tak naprawdę pierwszą przerwę od rana choć jest godzina dopiero 15. Niby nic ale wcześniej zmagaliśmy się z jazdą pod wiatr i troszkę pagórkowatymi terenami ...a trzeba pamiętać, że każdy z nas musi wprawiać w ruch masę własną plus ok. 50%.
Dalej już jazda na orientację w kierunku centrum i części portowej, tak aby dotrzeć na dworzec autobusowy i kolejowy. Wszystko rozrzucone na wyspach ale drogi ułożone na zasadzie siatki z przeskokami miedzy wyspami. Wstępujemy do biura informacji turystycznej aby zdobyć dokładną mapę i wiadomość o miejscu z ktorego odjeżdżają autobusy dla rowerzystów.
Jak już wiadomo autobus jest darmowy, kursuje co godzinę od 7 do 19, skąd jednak rusza? Dworzec mało realny sie wydaje. W rzeczywistości jego oficjalny przystanek jest na północy miasta na wysepce tuż przed wjazdem na sam most.
Dobrze się składa bo miejsce wyglądało naprawdę ciekawie już na mapie. Sam dojazd pozwalał nam na przejazd przez całe miasto kilkoma wyspami.
Podczas całego wyjazdu jeden jedyny raz wykorzystałem linkę do przypięcia roweru - właśnie w porcie przed biurem informacji turystycznej. Później już nigdy albo mi sie nie chciało albo nie było potrzeby. Jak się okazało bardzo słusznie, że tu akurat go zablokowałem!:P
Po wyjściu z biura gdy ustaliliśmy że chcemy zdążyć na autobus o 17 chwilę rozmawialiśmy w porcie. Dwóch Polaków zauważyło widocznie flagi na moich sakwach więc bez wielkich oporów zagadali dziewczyny ...i znowu sie zaczeło:P
Problem w tym, że ci byli w naszym wieku, nawet młodsi - trzecia kl LO. Przypłynęli żaglówką z Polski zachodnim wybrzeżem Bałtyku i wywiązała sie rozmowa. Dziewczyny świrują, zachciało sie pływania zamiast pedałowania:P
Kolesie w dodatku bajerują kiedy to im sie alkohol skończył i stąd standardowe dwa pytania: macie coś? gdzie tu można kupić? Ehhh morale wśród dziewczyn niskie ale jedziemy po jakimś czasie. Kolejnych dwóch wyrwanych dopisuję - już 4. Przejeżdżamy przez samo stare centrum oddzielone murami obronnymi, korzystamy z bankomatu (dopisuje 5 kolesia ale już pominę w jakich okolicznościach:P).
Troszkę krążymy brukowanymi uliczkami, masa restauracji, plejada kolorów budynków i ludzi całe życie przeniosło się do ścisłego centrum gdzie wielu podczas obiadów spogląda na nas z pozytywnym zainteresowaniem:) Wszystkie te uliczki świetnie przypominają mi się z 2005 roku więc bez problemu robimy wyjazd objeżdżając możliwie ciekawie starą część miasta.
Kierujemy się na most w północno-wschodniej części wyspy ze starym centrum, zabudowa niższa ludzi zaczyna brakować a wszystko to tylko kilkaset metrów dalej. Widzimy sieć kanałów i wgryzającego się morza które wymusza wiele ciekawych przejazdów. Całe miast ma specjalna osobną sieć dróg tylko dla rowerów równolegle do dróg - jeździ się idealnie!
Mijamy białe rządowe budynki po lewej, ultra luksusowe wieżowce na morzu po prawej i już widzimy Ölandsbron czyli kawałeczek mostu którym będziemy jechać. Śmiesznie bo widać odcinek wychodzący z czubka drzew i znikający w wieżowcach na morzu ...sprawia wrażenie wiszącego w powietrzu;)
Z biura do wysepki na północy miasta mieliśmy ok 20 min jazdy. Celowo wybraliśmy drogę wysunięta maksymalnie na wschód żeby móc zaliczyć maksymalnie dużo przejazdów z wysepki na wyspę na których już skupiały sie bardziej drzewa aniżeli zabudowania. Sporo rowerzystów mijamy ale przeważnie raczej turystów którzy dostali się tu bardziej normalnie;)
Zjazd w prawo, mostek, mijamy drogę na małe przyjemne osiedle w śród drzew i skał, wspinamy się troszkę pod górę i już widzimy plac z którego jest zjazd na dwupasmową drogę na most, którą pruje masa kemperów i osobówek z przyczepami kempingowymi.
Jest przystanek i tabliczka informacyjna, grupka rowerzystów już czeka na autobus, który wjeżdża po kilku minutach. Całość się otwiera, kierowca z młodszym pracownikiem zabierają sie za odczepianie rowerów podwieszonych na przyczepce i podawanie pasażerom.
Ciągle zbiera się co raz większa grupa świeżych rowerzystów. Po chwili już my odczepiamy wszystkie sakwy wrzucając do bagażnika pod autobusem. Nienawidzę tego, niby całość trwa krótko ale wolę mieć wiecznie wszystko zamontowane na stałe. Same rowery wydają nam sie śmiesznie lekkie i podajemy je wręcz jedną ręką, dziwaczne uczucie;) Troche niepewnie się czujemy przez to, że rowery będą wisieć tak całą drogę na otwartym powietrzu gdy bedziemy jechac kilkadziesiąd metrów nad morzem ...no ale zabezpieczone itp to nic teoretycznie nie może się stać.
W rezultacie grupa rowerzystów zebrała się na tyle spora, że w autobusie ok 2/3 miejsc jest zajęta. Ruszamy o pełnej godzinie. Uwielbiam strasznie ten odcinek, przejeżdżalem kilkadziesiąt może więcej razy ostatni raz w wcześniej wspominanym 2005 roku.
Wyjazd z placu nabieramy prędkości i włączamy się do ruchu. Droga podnosi się co raz wyżej, ponad szczyty drzew a przed nami asfaltowa ściana - to przewyższenie dla promów. Gdy autobus zaczyna się wspinać widzimy wokół otwarte morze, wyspę przed nami. Po prawej zostaje Kalmar widziany z innej strony.
Zostawiamy lasy i skały, widzać teraz z drugiej strony apartamentowce w morzu, fabryki wybudowane na skalistych płyciznach i maaaasę żaglówek, motorówek... wszystko w pięknej pogodzie. Każdy jest zachwycony widokami:) Spoglądając w dół widać jasno połyskujące dno ze skałami porośniętymi wodorostami. Pojawiają się wysepki i dalej już pozostaje dłuższa 5 kilometrowa część gdzie Kalmar staje sie odległy, a wyspa sprawia wreżenie stałego lądu.
Jeszcze kilkanaście minut takiej jazdy i zaczynamy wytracać prędkość na jednym ze zjazdów, rondo i wjeżdżamy na plac z przystankiem przy głównym dla wyspy biurze informacji turysytycznej w Färjestaden. Teraz to my się wypakowujemy i montujemy. Cała przeprawa za darmo i to z wieeelką pomocą tzn. całą pracę wyładunku i załadunku wykonuje kierowca z dodatkowym kolesiem do tych zadań. Ileż jednak bym dał żeby móc po moście przejechać się rowerem... no ale zakazane już od dawna;) Wiatr bywa tak potężny na tej wysokości, że często wstrzymuje sie ruch ciężarówek, przyczep kempingowych i kemperów żeby przeczekać.
Oczywiście wchodzimy do biura informacji - wspaniale zaprojektowane - w środku rzuca sie w oczy kooolosalna makieta wyspy która miała kilkanaście metrów długości z odwzorowanymi wszystkimi detalami. Na dotykowych ekranach można wskazyważ różne miejsca i podświetlają się one na prawdziwej makiecie.
Ruszamy teraz już w południowym kierunku ale plan jest taki żeby w Färjestaden zaliczyć jeszcze największe centrum handlowe na wyspie dosłownie na kilka chwil, jedynie spożywcze rzeczy uzupełnić - dziewczyny znikają na gruuubo ponad godzine:P Czas wykorzystałem na trochę zdjęć. Ruszamy mijając kemping i część portową (Färje... dawniej tu przypływał prom, czasy "przed mostowe").
Tradycyjnie już mamy własną drogę, miasteczko opuszczamy dość szybko w towarzystwie motocykli i kabrioletów, które zawsze w słoneczne dni są zjawiskiem masowym.
Przełączamy sie na ekstremalnie dokładne mapy turystyczne. Chcemy jechac mozliwie najbliżej morza i się udaje. Wspaniałe tereny, sporo drogi pokonujemy "z górki" dzięki wcześniejszemu wzniesieniu. W pewnym momencie trzeba odbić w prawo na już wyłącznie turystyczny szlak gdzie mamy dotrzeć do miejsca z ławeczkami, domkiem do spania, girllem itp tuz nad morzem... hmmm okazuje sie, że zjechaliśmy za wcześnie (przed Mörbylångą) i trzeba było wrócić do znów główniejszego szlaku, minąć miasteczko i jeszcze raz wjechać w szlaki tuż nad wybrzeżem. Dziewczyny nie mały szlag trafił gdy sie okazało, że to jeszcze nie tu:P Na miejscu pusto, do morza kilka metrów.
Zrobiliśmy sobie grilla (sprzęt włącznie z drzewem na miejscu - dostępne dla każdego, uzupełniane przez Kommunę), pierwszy raz trochę popływałem w morzu podczas wyjazdu. Ekstremalnei cicho bo wszędzie daleko. Słońce zachodząc tonie w morzu gdzie na horyzoncie widać linię stałego lądu poprzecinaną żaglami i wiatrakami w morzu.
Przez ostatnie dwa dni jechaliśmy wszędzie "Oooo tam" w drugą stronę, teraz patrzymy z przeciwnej. Kładziemy się spać tuż przed zmrokiem, grając wcześniej w Uno. Nie rozkładam namiotu - wykorzystuję domek dla turystów:) Pierwsza noc na wyspie.

4 comments: